Łączna liczba wyświetleń

sobota, 16 sierpnia 2025

Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej

Kalwaria Zebrzydowska – moje spotkanie z ciszą i modlitwą
Są takie miejsca, do których nie jedzie się tylko po to, żeby coś zobaczyć. Jedzie się tam, żeby coś przeżyć. Dla mnie takim miejscem okazało się Sanktuarium Pasyjno-Maryjne w Kalwarii Zebrzydowskiej.
Nie planowałem tej wizyty długo. To była bardziej potrzeba serca – chwilowe oderwanie się od codziennego hałasu, pogoni i spraw, które z czasem zaczynają przytłaczać.
Wiedziałem, że Kalwaria to miejsce szczególne – wpisane na listę UNESCO, pełne historii, ale przede wszystkim – duchowego spokoju.
 
 
 
 
 
Drogi kalwaryjskie – wędrówka duszy i ciała
Jednym z najbardziej poruszających momentów mojego pobytu była wędrówka po tzw. dróżkach kalwaryjskichsieci kaplic i ścieżek, które prowadzą przez stacje Męki Pańskiej i życia Maryi. To nie jest zwykły spacer. To modlitwa w ruchu. Każda kapliczka, każde wzgórze, każda ścieżka prowadzi do głębszej refleksji.Idąc tymi dróżkami, myślałem o swoim życiu – o tym, co dobre, i o tym, co trudne. Czułem, że nie idę sam. Że ktoś tu już wcześniej szedł podobną drogą – może z podobnymi pytaniami i troskami.
  
 
Pierwsze wrażenie: cisza, która mówi
Już na wejściu na teren sanktuarium czuje się, że to miejsce inne niż wszystkie. Cisza nie jest tutaj pusta – ona mówi. Miękkim szeptem prowadzi w głąb siebie. Przed oczami stanęła mi piękna, barokowa bazylika z obrazem Matki Bożej Kalwaryjskiej – tak dobrze znanym z pielgrzymek św. Jana Pawła II, który często tu przyjeżdżał jako młody chłopak, kleryk, a później ksiądz i papież.
Usiadłem w ławce, patrząc na obraz i przez dłuższą chwilę po prostu byłem. Bez słów. Czas jakby się zatrzymał. I chyba właśnie o to w Kalwarii chodzi – żeby pozwolić sobie zatrzymać się.
 
 
 
Wspomnienie, które zostaje
W Kalwarii nie dzieje się nic spektakularnego – i może właśnie w tym jest jej siła. To miejsce, które nie krzyczy. Ono zaprasza. Do modlitwy, do ciszy, do szczerej rozmowy z Bogiem – czasem pierwszy raz od bardzo dawna.
 
 
 
 
Akurat trafiłem do Kalwarii Zebrzydowskiej trochę przypadkiem… a może jednak nieprzypadkowo? Okazało się, że właśnie wtedy – między 10 a 17 sierpnia – odbywał się Wielki Odpust Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.
Nie spodziewałem się tylu ludzi. Pielgrzymki z całej Polski, młodzi, starsi, rodziny z dziećmi, zakonnice, księża, harcerze, … Każdy z własną historią, a jednak wszyscy szli w jednym kierunku – w stronę Matki Bożej Kalwaryjskiej.
 
 
 
 
 
To było niesamowite doświadczenie. Z jednej strony ogromna liczba ludzi, z drugiej – poczucie wspólnoty i ciszy w sercu, które trudno opisać. 
Najbardziej wzruszył mnie moment, kiedy jedna z grup zaczęła śpiewać „Barka” – ulubioną pieśń św. Jana Pawła II. Nagle cały plac pod bazyliką wypełnił się głosami. I mimo zmęczenia, upału i kurzu – była w tym pieśni jakaś lekkość. Jakby ktoś niewidzialny szedł obok nas.
Wiem, że nie trafiłem tam przypadkiem. Kalwaria w czasie odpustu to coś więcej niż wydarzenie religijne. To spotkanie – z ludźmi, z Bogiem, z sobą samym.Wracam stamtąd z czymś cennym – nie z pamiątką, nie z obrazkiem, ale z wewnętrznym spokojem. I z przekonaniem, że czasem trzeba ruszyć w drogę, żeby odnaleźć to, co od dawna czekało w sercu.
Czy polecam? Z całego serca.
Nie tylko wierzącym. Nie tylko pielgrzymom. Polecam każdemu, kto potrzebuje oddechu, wyciszenia, odnalezienia siebie na nowo. Kalwaria Zebrzydowska to nie tylko sanktuarium – to przestrzeń spotkania. Z Bogiem, z historią, z drugim człowiekiem, ale przede wszystkim – z samym sobą
cdn.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz